Zacznę od tego ze ostatnio dość
poważnie zaniedbałem opisy, teksty , spostrzeżenia i skupiłem się
tylko i wyłącznie na wklejaniu zdjęć , takich na szybko ,coś w
stronę suchej dokumentacji z krótkim tytułem. Właściwie to
się teraz na mnie zemściło . Tak jakby obok zacząłem sobie
tak totalnie swobodnie wodzić pędzlem i zaczęły pojawiać się
pewne znaki , coś na kształt symboli, jakiegoś języka, skróty
myślowe . Dobrze ,wiem zabrzmiało to trochę pretensjonalnie , bo
przecież to nic szczególnego : zestawienie mandali , literek ,
starych alfabetów ok i już wygląda znośnie , ma tajemnicę , sekret i na pewno świadczy o głębokich ukrytych
poważnych przeżyciach po spotkaniu z innymi głosami lub
cywilizacją poza ziemską , w najlepszym przypadku kontakt z duchami
lub mocami ezoterycznymi itd. itd sami wiecie...ale po kolei.
Miesiąc temu -(
może nawet trochę wcześniej , na świeżym powietrzu – na
tarasie, jeszcze było ciepło słońce
dość mocno grzało )– zanotowałem pierwszą koncepcję na
większym skrawku tektury oba w jakieś 20 minut.
pierwszy o roboczym tytule „ Zmień dietę , zmień otoczenie „oraz
drugi „Grzybulinka” (to tego wątku powrócę – to zdecydowanie
osobny ,lecz ważny temat)Nieco później po zakupieniu odpowiednich formatów, pierwszy postanowiłem przenieść na
płótno w zdecydowanie większym rygorze formalnym niż na szkicu „
bo by się wszystko zlało zabrudziło i byłoby nieczytelne „ (
tylko ja bym wiedział o co tam chodzi „)a drugi hmm , zupełnie
zapomniałem o szkicu i powstało „z ręki” coś o co mi
dokładnie chodziło sądzę ze sam chciał się namalować ,
przynajmniej zaznaczyć mocne punkty wręcz oświecając mnie ze
można przy tym zostawić fragmenty płótna potraktowane jak paletę
…
… i tak zostawiłem napoczęte oba ,
by trochę przyschły przed kolejną sesją .
Niedługo potem wziąłem płótno
które stało obok i właściwie było przeznaczone (dobrze dobrany
format do tematu) na inny obraz o moich spostrzeżeniach w związku
z wizytą w Zielonej Górze i zacząłem sobie swobodnie prowadzić
rękę bez jakiekolwiek przygotowania ,zamysłu ,początku środka
,końca ,coś na kształt takiego wyżycia się ,ale nie w znaczeniu
przelewania agresji na płótno do fizycznego wyczerpania ( choć to
też świetna metoda i dobra odskocznia )...czułem zwyczajny
niedosyt po pierwszej sesji z tamtymi dwoma , a w tym przypadku
możliwe ze porównałbym to ( teraz mi to przyszło na myśl ) do
spokojnej rozmowy jaką przeprowadziłem z płótnem . Faktycznie
miałem nieco podły nastrój co odbiło się na dobieranych
kolorach i pewnym kluczu , ale to dopiero potem sobie uświadomiłem.
Jeszcze jedna dygresja – oczywiście farby olejne , benzyna lakowa
itd. nagle z jakiś zakrętasów i normalnego rozcierania farby
zaczęły wychodzić jakieś kształty: bruk , nierówna ulica która
zmienia się w wykres liniowy uderzeń serca dalej idący w symbol
serca , w samochodzie ( w przekroju ) siedzi kształt postaci który
ma głowę przytuloną do szyby , czyli wiadomo główeczka obija się
od szyby na tych wybojach z wzmocnieniem .Są też fragmenty
rozciągniętej pięciolinii, zawijane linie z nadzianymi różnymi
kształtami niby nutek niby powiększenia ,zbliżenia do jednostki
dźwięku , albo coś co właściwie jest improwizowanym na
poczekaniu gryzmołem ( często trójwymiarowym ) podobnym to
automatycznych rysunków tuszem na kartce papieru .
Jak teraz sięgam pamięcią to te
skróty , już się wcześniej pojawiały , ale nigdy pełnoprawnie
na płótnie tak były jednocześnie koncepcją czasu pracy chwili i
przestrzeni płótna.
Również w podobnym nastroju
wyimprowizowałem coś na zasadzie dwóch nieskończonych obrazów w
jednym , gdzie podarowane płótno symbolizuje pierścionek
zaręczynowy . W drugim ujęciu to puste płótno zielonkawe jest
całe zamazane przez zarys postaci która jest kobietą . Taka moja
refleksja dotycząca budowania poważnego związku na zasadzie
stopniowego domalowywania wciąż czegoś nowego do obrazu , a potem
brutalnego zmazania wszystkiego.... Myślę ze potraktowanie tego
płótna tez trochę w formie palety i zostawionych jawnie
rozmazanych nieskończonych chaotycznie plam maźnięć , roztarć
dopełnia całości i przenika się wzajemnie.
Wczoraj natomiast zacząłem pracę nad
próbą rozprawienia się z czymś co potocznie nazywane jest
„zapeszanie” lub ewidentnie zawiścią .Powstało to jak zresztą
większość,z jakiegoś spostrzeżenia zasłyszanej sytuacji oraz zapisku w
„Zeszycie pomysłów „ - zjednoczone myśli ludzi którym się pochwaliłeś"...Pojawiły się nieco
abstrakcyjne figury w kwaśno żółtym i szarym odcieniu – jako
symbol zawistnego ,zazdrosnego chuja .myśl to szkarłatna nitka
przeciskająca się przez wyboiste wnętrze przetrawia się przed
wystrzeleniem do celu ...do którego nie dociera ...rozbija się o
krawędź płótna …
„Błękitna nimfa „ albo
zwyczajnie instalacja wykonana specjalnie na wystawę „Mizogini”
http://peioteer.blogspot.com/2013/10/mizogini-galeria-zajezdnia-lublin.html
powstawała około dwóch miesięcy i
była właściwie planem B na ten pokaz. Główną ideą była chęć
wręcz fizycznego ukazania zachodzących zmian w wielopłaszczyznowych
relacjach damsko- męskich , które są dość poważnie zauważalne
mniej więcej od kilkunastu lat. Chodzi o to ze kobiety stają się
co raz bardziej męskie ,przejmują co raz więcej męskich cech , a
faceci w różnym wieku ,zaczynając od okresu nastoletniego tracą
męskie cechy. W tym momencie wychodzę z założenia ze to nie
kobiety lecz faceci czyli nieco na odwrót są nie przygotowani do
nowych czasów i nowej roli we współczesnym świecie . Instynkt
łowcy oraz utrwalona od wieków pewna naturalna linia wzajemnej
relacji została mocno zmieniona w czasie niesłychanie krótkim ,
raptem kilka pokoleń. Facet już nie ma obowiązku 100%-ego
utrzymania domu , rodziny ,ale ma być w dalszym ciągu zdobywca a
przy tym ma być delikatny czuły i wrażliwy....i tak w wielkim
skrócie jest to mocno schizofreniczne..
Instalacja ta pierwotnie
zaprojektowana tak by była kompatybilna i synchronizowana z
wykrywaczem ruchu , tak by grzałki o
mocy 1 kW włączały się w momencie wejścia do pomieszczenia
osoby o wzroście ok 170 cm .( Podobno średni wzrost mężczyzn w
Polsce to 177cm!)Popiersie kobiety wykonane jest z parafiny z
domieszką Olbrotu syntetycznego inna nazwa to spermacet.
Spermacet, olej spermacetowy, olbrot
(łac.cetaceum) – półpłynna substancja występująca w głowie,
w olbrzymim zbiorniku nad prawym przewodem nosowym kaszalota.
Spermacet swą płynną konsystencję zachowuje tylko wewnątrz kaszalota,ewentualnie w temperaturze ciała zwierzęcia. Po zetknięciu z powietrzem zastyga. Ze spermacetu produkowano kiedyś świece, maści, kremy,
leki, kredki, a nawet atrament.
Olej ten był w
XIX i na początku
XX wieku najlepszym smarem maszynowym. Z czasem został zastąpiony
olejami roślinnymi i syntetycznymi. Obecnie stosowany jest jeszcze w
przemyśle farmaceutycznym. Z dużego kaszalota można uzyskać nawet
2 tony oleju spermacetowego- za Wikipedią --- stosowany też jest w
przemyśle kosmetycznym do produkcji kremów oraz maści np: maści
chłodzących .Krem w kontakcie ze skorą robi się miękki, łatwo
się rozprowadza i pozostawia przyjemne uczucie. Kremy z olbrotem nie
twardnieją od razu po wystygnięciu, ale uzyskują swoją ostateczną
konsystencję dopiero po 3-4 dniach.
Druga praca właściwie też specjalnie na tę wystawę w Lublinie
to „ Anetka” takie nadałem imię ślicznej Pannie "Manekince ",
zakupionej w promocji jako ostatni model w Częstochowie...
Anetka ma założoną szarfę z drutu kolczastego zawiniętego
kilkakrotnie w celu zwiększenia objętości na podobieństwo szarf
jakie dostają wszelkiego rodzaju Miss. Do drutu kolczastego
dołączyłem solidnie nadmuchane baloniki tak by w momencie
poruszenia przez osobę przechodzącą lub powiew powietrza , balonik
z hukiem rozbryzgał się o kolce drutu.
Anetka posłuży mi jeszcze jako modelka do stworzenia
przezroczystego manekina do trochę innej pracy,bardziej
zaawansowanej opcję„Błękitnej nimfy”,ale wszystko w swoim
czasie ...Choć być może uda mi się znaleźć żywą modelkę.
Anetka w dniu przyjazdu, oraz " Zmień dietę, zmień otoczenie" i "Zaręczyny" oba w <rozwoju>